Zespół MKS-u Lędziny wykorzystał w pierwszej połowie słabe punkty bialskiej Stali i wygrał w zaległym meczu z 1. kolejki.

BKS Stal Bielsko-Biała - MKS Lędziny 0:3 (0:3)

Bramki:
0:1 Śliwa (22', z rzutu karnego)
0:2 ... (26')
0:3 ... (33')

BKS Stal: Syc - Ziółkowski (41' Jóskow), Kalamus, Dziadek, Maciążka, Borutko (41' Widuch), Małaczek (46' Then), R. Tański (70' O. Tański), Pachny, Waleczek (70' Maj), Spodzieja (41' Jura)

Zespół bialskiej Stali ma jeden podstawowy problem - jego zawodnicy nie wychodzą "z szatni" na mecz i mają momenty niezrozumiałego przestoju. Tak było w meczach z Iskrą Pszczyna, rezerwami Rekordu i dziś w konfrontacji z MKS-em Lędziny. Gdyby nie to, być może BKS miałby już na swoim koncie jakąkolwiek zdobycz punktową, a tak... jak to mówi stare, polskie porzekadło "bida z nędzą".
 
W pierwszych minutach spotkania przewagę osiągnęli zawodnicy z Lędzin, którzy na początku meczu postraszyli defensywę BKS-u kilkoma strzałami. Czerwona "lampka" nie zaświeciła się wówczas w szeregach zawodników bialskiej Stali i pozwolili oni dopiąć MKS-owi swego. W 22. minucie niepotrzebny rzut karny sprowokował Jan Syc, którego na gola zamienił Mateusz Śliwa. A może to trafienie spowodowało, że w szeregach BKS-u zaświeciła się czerwona "lampka". Tak się nie stało. W krótkim odstępie czasu gospodarze dali sobie "wbić" jeszcze dwie bramki. 
 
Dopiero po przerwie i kilku zmianach przeprowadzonych jeszcze przed przerwą BKS zaczął grać swoje. Szczególnie dużo "szumu" z przodu robił Michał Jura i Remigiusz Tański, którzy kilka razy byli bliscy wpisania się na listę strzelców. Ostatecznie jednak bialskiej Stali nie udało się zdobyć nawet bramki kontaktowej.